
Śmierć Komandora: Pojawia się idea
kiedy oferta będzie dostępna.
Żona malarza w średnim wieku porzuca go – z dnia na dzień. Podobnie, z dnia na dzień, on sam podejmuje decyzję, by wyprowadzić się z domu. Rezygnuje ze zleceń, wsiada w samochód i przez parę miesięcy włóczy się po północno-wschodniej części wyspy Honsiu. Gdy zmęczony tułaczką wraca do Tokio i prosi przyjaciela o nocleg, ten ma mu do zaoferowania coś znacznie lepszego: opuszczony dom w górach należący do jego ojca, sławnego malarza. W nowym, inspirującym otoczeniu bohater zamierza wieść spokojne życie poświęcone twórczości – korzysta z pracowni mistrza, zaczyna prowadzić lekcje malarstwa w pobliskiej Odawarze i wdaje się w niewiele znaczące romanse. Dom ten dla bohatera powieści stanie się epicentrum przemiany i szczególnej formy odrodzenia – i w sztuce, i w życiu. Pierwszym epizodem tej przemiany będzie odnalezienie na strychu nieznanego obrazu starego mistrza: niemal wiernego odtworzenia sceny zabójstwa Komandora z „Don Giovanniego”.
Od momentu tego odkrycia realistyczna narracja zaczyna się stopniowo przeplatać z surrealistycznymi wątkami, a fabułę zaludniają niezwykłe postaci, które uosabiają symbole, idee i metafory. Murakami z lekkością kreśli niezwykłe wizerunki swoich bohaterów, subtelne podważając granicę między marzeniem i rzeczywistością.
Czytając opis Śmierci Komandora od razu czujemy, że to będzie bardzo dobrze nam znany świat Murakamiego. Do tego autora wraca się jak do dawno nie widzianego, ale dobrego znajomego. Już od pierwszych stron czujemy się jak u siebie. Mamy głównego bohatera, który jest samotny i porzucony, który nie do końca pasuje do otaczającej go rzeczywistości, które nie do końca wie, czego chce, co ze sobą zrobić i jak. Pojawiają się elementy nierzeczywiste, zagadkowe, nadprzyrodzone, nierealne, które jednak traktowane są jak całkiem normalne i prawdziwe. Czytelnik musi podążać za pomysłem autora, musi mu uwierzyć i poddać się. Kiedy to zrobi, z każdą kolejną stroną będzie dowiadywał się więcej, a elementy na pozór zupełnie nie pasujące do siebie, nagle zaczną układać się w jedną całość. Dla mnie tak naprawdę dopiero ostatnia strona jest elementem, który tworzy i wyjaśnia opowieść – choć w zasadzie jest zapowiedzią tego, co dopiero się wydarzy w tomie drugim. Ale ta właśnie ostatnia strona pokazała mi, że może tak naprawdę wcale nie przeczytałam takiej historii, jaką myślałam, że przeczytałam. Być może ona była zupełnie o czymś innym? To wielka umiejętność pisarska, by ze zwykłej codzienności zwykłych ludzi móc skonstruować uniwersalne prawdy i świat, w którym każdy się odnajdzie.
Są w Śmierci Komandora rzeczy, które mnie niepokoją, rzeczy, które uważam za zbędne, które psują dla mnie wydźwięk całej historii. Zwłaszcza jedna scena mocno mnie zastanowiła – nie bardzo mam pomysł, jak ją obronić. Być może to ja nie czytam go już tak bezkrytycznie jak kiedyś. Ale zdecydowana większość spraw pozostaje bez zmian – muzyka klasyczna, którą bohaterowie żyją, a Murakami tak o niej pisze, że musisz odnaleźć te nagrania na YT i ich posłuchać; przenikające poczucie samotności, moc rzeczy, szczegółowo opowiedziana codzienność, mieszanie się rzeczywistości z czymś nierealnym. Metafizyka i duży symbolizm, a jednocześnie prostota. Akceptacja rzeczy, których nie rozumiemy, dopuszczenie do siebie myśli istnienia rzeczy nadprzyrodzonych.
Murakami jest pełen fascynujących opowieści, które toczą się w bardzo japońskim stylu. Nie każdemu to odpowiada, nie każdy to lubi. To są powolne książki, w których często się nic nie dzieje, bohaterowie są zamyśleni, roztrząsają sens istnienia, swojego i całego świata, widzą rzeczy, których generalnie widzieć nie powinni. Może właśnie na zwykłość-niezwykłość mnie pociąga? Może ten fatalistyczny spokój, który bije od bohaterów niezależnie od tego, co dzieje się w ich życiu? Czytam Murakamiego i będę go czytać, bo to jeden z niewielu pisarzy, którzy wywołują we mnie emocje, których sama nie rozumiem.
Ocena: 5/6
czytaj więcej
-
Monika • 26/12/2018
Cholera, ja nawet nie potrafię opowiedzieć Wam o swoich wrażeniach po tej książce. Po prostu mam w sobie taką blokadę, która nie pozwala mi mówić, ani pisać o Śmierci Komandora. Jednak się nie poddam i spróbuję Wam chociaż cokolwiek napisać.
Głównym bohaterem tej książki jest malarz, którego właśnie zostawiła żona. Mężczyzna maluje portrety na zamówienie, ale nie są to zwyczajne obrazy. Po pierwsze, malarz maluje swoich klientów bez pozowania- wystarczy, że spojrzy na nich raz i już potrafi ich namalować. Po drugie, przenosząc klientów na obrazy, mężczyzna ukazuje ich głęboko skrywane cechy.
Bohater ten wydał mi się sympatyczny, inteligentny i o dziwo, zabawny. Co ciekawsze, z tego, co pamiętam, ani razu nie padło jego imię. Narracja została poprowadzona z perspektywy właśnie tegoż malarza, ale wszyscy bohaterowie zwracali się do niego "ty" lub "pan", ale nie jego imieniem. Myślę, że jest to bardzo ciekawy zabieg, ponieważ sprawia on, że czytelnik naprawdę wczuwa się w historię tego bohatera.
Spodobał mi się również styl pisania Murakamiego. Książka jest napisana językiem dość poważnym, ale jednocześnie jest to mowa potoczna. Sama nie wiem, czy ma to sens, ale chyba tak mogłabym to nazwać. Obawiałam się tego, że nie poradzę sobie z tą książką i, że będzie czytało mi się ją bardzo ciężko. Słuchajcie, nic bardziej mylnego! Powieść czyta się z ogromną przyjemnością, co przekłada się również na tempo czytania. Ja zdołałam połknąć ją w jakieś dwa dni z hakiem, co wydaje mi się dużym osiągnięciem.
Co do tych wszystkich metafor, symboliki, którą można tu spotkać, to szczerze mówiąc, ja raczej takowych tu nie odnalazłam. Możliwe jest, że ja po prostu nie potrafiłam tutaj tego odnaleźć, ponieważ bardziej skupiłam się na opowiedzianej historii, niż na odkrywaniu symboliki powieści.
To, co mogę natomiast napisać o książce Murakamiego, to to, że jest to pozycja taka spokojna, pokuszę się nawet o stwierdzenie, że melancholijna, bez jakichś szczególnych skoków w akcji.
Myślę, że miłośnicy twórczości tego autora będą naprawdę zadowoleni, jednak ja na razie raczej nie sięgnę po jego inne książki.
Ocena: 5/6 czytaj więcej