
Kryptonim Frankenstein
ebook: mobi (kindle), epub (ipad)
28.67 zł Lub 25.80 zł | |||
31.99 zł | |||
31.99 zł | |||
31.99 zł Lub 28.79 zł | |||
28.65 zł | |||
29.00 zł | |||
kliknij aby zobaczyć pozostałe oferty (2) |
Szokującą, prawdziwą historię seryjnego mordercy kobiet, Joachima Knychały, czyta się jednym tchem. Semczuk próbuje wniknąć w umysł zabójcy, drobiazgowo odtwarza pracę milicji oraz wiernie kreśli obraz Śląska lat 70. i 80. Książka zarówno dla miłośników literatury faktu, jak i true crime.
Joachima Knychałę, „Frankensteina”, seryjnego mordercę kobiet, który terroryzował Śląsk w latach 1974–1982, poznajemy od najmłodszych lat. Dorasta on w poczuciu własnej inności, jako dziecko Polaka i Niemki, przez babkę nazywane „polskim bękartem”.
W wieku 18 lat zostaje posądzony o gwałt, jak twierdzi – niesprawiedliwie. Z więzienia, po trzyletnim wyroku, powraca już jako inny człowiek. Jest przeświadczony o podstępnej i prowokatorskiej naturze kobiet. Zaczyna interesować się procesem „Wampira z Zagłębia”, Zdzisława Marchwickiego. Choć w domu jest dobrym mężem i ojcem, a w pracy wzorowym górnikiem, nocami zmienia się w bezwzględnego mordercę, który krąży po okolicy, polując na bezbronne ofiary. Zabija ciosami w głowę, ciała bezcześci.
W tej sprawie nie pojawiły się jakiekolwiek okoliczności łagodzące. Zapadł wyrok kary śmierci, który wykonano w 1985 roku.
Zbeletryzowaną historię „Frankensteina” czyta się niczym trzymający w napięciu kryminał. Autor pokazuje, jak trudne dzieciństwo Joachima Knychały pchnęło go na drogę zbrodni. „Kryptonim «Frankenstein»” to także wierny obraz przesiąkniętego alkoholem i przemocą robotniczego Śląska lat 70. i 80. Książka Semczuka jest pozycją obowiązkową dla miłośników zarówno literatury faktu, jak i true crime.
„Jako urodzony i wychowany na Śląsku, byłem pewny, że o Knychale wiem wszystko. Po lekturze „Kryptonimu «Frankenstein» wiem, że się myliłem” – Adam Szaja.
Semczuk napisał kilka książek, które wpadły mi w oko ze względu na tematykę, jednak zawsze brakuje mi na nie czasu. Kryptonim Frankenstein to pierwsza jego książka, na którą się zdecydowałam i która mocno zmotywowała mnie do sięgnięcia po kolejne jego publikacje.
Joachim Knychała to seryjny morderca, którego celem padały jedynie kobiety. Pięć kobiet zamordował, za co sam został ostatecznie skazany na karę śmierci, a wyrok wykonano w 1985 roku. Działał od połowy lat 70-tych, do początku 80-tych na śląsku, a inspiracją do morderczych działań stał się dla niego inny śląski morderca – Zdzisław Marchwicki, którego rozprawę Knychała miał okazję oglądać.
Semczuk stworzył fabularyzowaną powieść opartą na faktach, a takie przeważnie mi nie do końca odpowiadają. Książki dokumentalne są trudne w odbiorze, ze względu na tę typowo informacyjną formę i przez to też ciężko jest je czasami w miarę czytania przyswoić. Jednak w takich sytuacjach nie skupiam się na analizowaniu wydarzeń i próbie oddzielenia rzeczywistości od wyobraźni autora. Mimo że całkowicie rozumiem zamysł i fakt, że jednak większa część czytelników preferuje czytanie o mordercach właśnie jako powieści, to ja jednak wolę suche fakty, sam destylat z życia morderców. Sądziłam więc, że już od początku będę się trochę męczyć z tą książką ze względu na sposób przedstawienia historii Knychały, ale bardzo się pomyliłam.
Semczuk stworzył historię, która poza tym, że ma ręce i nogi, to niesamowicie dobrze się czyta. Dwie, niewielkie wady, które wyłapałam w tej książce to brak formy dokumentalnej, na którą tak mocno się uparłam, i chaos czasowy wkradający się miedzy niektórymi rozdziałami, bo te prowadzone są z trzech perspektyw. Wydarzenia opisywane są z punktu widzenia mordercy, milicji i samego autora.
Knychała, we fragmentach, które są całkowicie poświęcone jego osobie, daje się poznać jako mężczyzna o dwóch zupełnie różnych twarzach – kochający mąż i ojciec oraz bezwzględny morderca. Autor zadbał, aby te rozdziały przedstawiały poza samymi morderstwami motywy, które doprowadziły Achima do tego miejsca w życiu oraz próbował tłumaczyć, skąd wziął się ten pierwiastek zła ukierunkowany bezpośrednio w stronę kobiet. Do wszystkiego czytelnik dochodzi z czasem, a więc w tym wypadku pojawił się również czynnik dawkujący napięcie i angażujący jeszcze bardziej w historię tego śląskiego mordercy.
Mam wrażenie, że fragmenty, które pisane były z perspektywy milicjantów najbardziej budowały klimat tej powieści. Jednocześnie to one oddawały aurę kojarzoną z czasami PRL-u, gdzie nawał pracy, niedokładność i wszelkie inne problemy związane ze śledztwami kumulowały się do tego stopnia, że sprawy nie dało się rozwiązać. Albo też, że nikomu nie chciało się jej rozwiązać do końca. Pokazane zostało też śląskie społeczeństwo jako to naiwne i proste, któremu zabrakło pierwiastka uważności, które łatwo było zmanipulować i wykorzystać.
Rozdziały prezentujące aktualne wydarzenia z perspektywy autora poszukującego informacji o Knychale były na pewno ciekawym dodatkiem do całej historii, chociaż to właśnie te fragmenty wprawiły mnie w największe zakłopotanie. Myślę, że znacznie lepiej i wygodniej czytałoby się je zebrane jako wstęp albo zwieńczenie opowieści o mordercy, a wplecione w między czasie jednak sprawiały, że tempo wydarzeń zwalniało, a sama czułam się lekko wybita z historii.
Semczuk spisał się bardzo dobrze w stworzeniu powieści z życia Joachima Knychały i przedstawieniu czytelnikowi Achima jako seryjnego zabójcy. Mimo że początkowo nie byłam przekonana do takiej formy książki, to szybko wkręciłam się w historię mordercy kobiet, obrobioną przez autora na rasowy i mroczny kryminał. Tę historię polecam osobom poszukującym brutalnych kryminałów oraz tym, interesującym się kryminalistyką. Postaci z życia wzięte dodają tej pozycji pikanterii i sprawiają, że wspomnienia o lekturze po lekturze są dosyć niepokojące. Myślę, że nawet jeżeli ktoś początkowo nie zorientuje się, że historia opisana została na faktach, to jednak będzie miał satysfakcję z lektury.
Ocena: 5/6 czytaj więcej
Joachim Knychała – po ojcu Polak, po matce Niemiec. Mąż i ojciec. Górnik. Śląska klasyka. Spokojny, uczynny, rodzinny. Wydawałoby się – zwykły mężczyzna, wielbiciel książek, który jako podlotek jeszcze marzył o szkole żeglugi śródlądowej. Katowany i znienawidzony przez babkę nazywającą go „polskim bękartem”, rozczarowany matką zawsze stojącą po stronie tej pierwszej. Nie miał łatwego dzieciństwa, a przynajmniej tak przedstawia nam je autor. Jednak Semczuk nie proponuje nam kolejnego reportażu, nie streszcza wydarzeń z przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, kiedy morderca aktywnie działał na terenie Śląska. Poprzez dobranie takiej, a nie innej formy – fabuły opartej na faktach – jesteśmy bliżej samego tytułowego bohatera (ależ przewrotnie brzmi to słowo w tym wypadku!). Semczuk skupia swoją i naszą uwagę bardziej na procesach myślowych Knychały niż na samych wydarzeniach. Oczywiście nie pomija ich, obrazując bardzo dosłownie pełną brutalności działalność Frankensteina. Jednak tym, co szczególnie przyciągnęło moją uwagę, jest wszystko co działo się w głowie mordercy, bo Kryptonim Frankenstein to niezłe studium przypadku.
Jak sam Knychała mówił o sobie tuż po przyznaniu się do winy – w nim jakby dwóch Joachimów mieszkało. Jeden wyważony, z wiecznie spuszczonym wzrokiem, małomówny, a drugi porywczy i przewrażliwiony na swoim punkcie (od dziecka szczególnie źle reagował, gdy ktoś się z niego śmiał). Niebywałe, jak potrafiło rozsierdzić go choćby krzywe spojrzenie kobiety na przystanku autobusowym czy zwrócenie jakiejkolwiek uwagi. Właściwie można powiedzieć, że każda kobieta, która posunęła się do jakiegokolwiek zachowania wzbudzającego nerwowość Joachima, nieświadomie wydawała na siebie wyrok śmierci. Nie była to lekka śmierć. Semczuk nakreślił nam portret mordercy działającego pod wpływem chwili, ale jednocześnie bardzo „ułożonego”, „usystematyzowanego”, działającego według planu (w jednym z rozdziałów morderca zauważa, że łamie swoją zasadę unikania po ataku publicznej komunikacji). Tylko ten „plan” bardzo często zależał od danej chwili. Ileż było momentów, w których kompletnie nad sobą nie panował!
Autor nie wydaje wyroku. Wręcz przeciwnie, miałam wrażenie, że szuka usprawiedliwienia dla chorego człowieka, który jest w pełni świadomy swojej dewiacji, uważając ją za swoją mękę i brzemię. Człowieka pokonanego przez okrutne dzieciństwo zgotowane przez babkę i młodość zabraną przez przypadkową dziewczynę (jako osiemnastolatek trafił do więzienia za gwałt, który – jego zdaniem – był pomówieniem). Efektem tej ostatniej była nienawiść do każdej kobiety, która w jego mniemaniu „coś mu zrobiła” – źle się ubrała, źle spojrzała, za szybko się rozebrała, za szybko go pocałowała.
Kryptonim Frankenstein zdecydowanie nie jest książką, w której ciągle się coś dzieje, a akcja pędzi w tempie TGV. Jeśli ktoś miał taką nadzieję, może sobie odpuścić – kina akcji z tego nie będzie na pewno. To raczej statyczna, momentami nawet lekko usypiająca opowieść o legendzie mordercy, który – chcemy czy nie – był po prostu dewiantem. W dzisiejszych czasach zamknęliby go prędzej w szpitalu niż w więzieniu, wyciszając jego zapędy farmakologicznie. Jednak Knychale przyszło żyć w czasach PRLu, gdzie wymiar sprawiedliwości pozostawiał jeszcze więcej do życzenia niż w chwili obecnej. Obraz rzeczywistości lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych stanowi świetny dodatek do tej książki – autor bardzo dyskretnie ukazał nam, jak wyglądało życie w tamtym ustroju, pozwolił wejść do zwykłej śląskiej rodziny, cofnąć się o wiele lat wstecz i poczuć atmosferę tamtych czasów.
Wyrok na Joachimie Knychale został wykonany 21 maja 1985 roku. Ja za sześć dni kończyłam swój pierwszy rok życia.
Ocena: 5/6 czytaj więcej
Zatem nie pozostaje nam nic innego jak otworzyć pierwsze strony najnowszej książki Kryptonim Frankenstein, książki, która jak żadna inna wzbudziła we mnie tyle emocji – targała nimi niczym najsilniejsze tornado, gdyż opisane są w niej prawdziwe wydarzenia rozgrywające się w miejscach, które znam z dzieciństwa, gdzie dorastałem. Jedna z opisanych zbrodni miała miejsce w wieżowcu, w którym jako mały chłopak wraz z rówieśnikami bawiliśmy się w wyścigi windami albo, gdzie obok w piaskownicy bawiłem się w tak zwanego „noża”.
Od pierwszych stron Kryptonim Frankenstein powracamy do historii sprzed lat, której świadkiem był Joachim Knychała – cieśla z kopalni Radzionków. Nazywany przez babkę „polskim bękartem”, brał nawet udział w rozprawie sądowej Zdzisława Marchwickiego. Czy zatem Wampir z Zagłębia, był motorem, inspiracją dla Knychały? Czy może jednak to więzienie zmieniło Joachima, do którego trafił za gwałt zbiorowy, którego jednak nie dokonał? Czy jednak nienawiść do kobiet jaką wykazywał była pochodną traumatycznych przeżyć serwowanych przez babkę i matkę młodego wówczas chłopaka? Myślę, że odpowiedź nie jest jednoznaczna, że wszystko co po drodze „zbierał”, doświadczał Frankenstein jest wykładnią jego morderczych zachowań. Czy to jednak jest usprawiedliwieniem? Warto zapoznać się z zbeletryzowaną historią Knychały, opartą na wnikliwej i pieczołowitej pracy dokumentalisty.
Życie pisze różne scenariusze, a scenariusz tej książki to samo życie. Muszą mnie powiesić, bo jak stąd wyjdę, to znowu to zrobię - takimi słowami Knychała sam dla siebie domagał się kary śmierci za czyny, które popełnił. Podczas rozprawy wykluczono u niego chorobę psychiczną, uznano, że podczas dokonywania zbrodni był świadomy swoich czynów. Zachowanie mordercy przed dokonaniem zbrodni dyktowane było chęcią zagłuszenia krzyków z przeszłości, wrzasków, którymi nadawcami były kobiety jego życia. Dlatego też to kobiety stawały się jego ofiarami, bowiem wyrządzając im krzywdy próbował zdusić demony, które w niego wstępowały. Joachim Knychała w dorosłym życiu wiódł spokojne życie – pracował w kopalni jako cieśla, był przykładnym mężem oraz ojcem dwójki dzieci. Jednak impuls wywołany alkoholem oraz traumatycznymi wspomnieniami budził w nim demoniczne postawy, niszcząc życie jego, jego rodziny oraz rodzin jego ofiar. Czy zatem tylko morderca jest winien – czy może jednak babka i matka, które w pierwszym etapie socjalizacji zgwałciły u młodego Achima wszelkie postawy człowieczeństwa? Być może tych zbrodni można by uniknąć. Sam Knychała w rozmowach podkreślał, że było dwóch ludzi w jednym ciele - a podczas wywiadu, który Przemysław Semczuk przytacza w książce, Joachim, Teresie Kabat jak na spowiedzi przyznaje: Tak, był jeden Joachim, dobry ojciec i mąż, dobry kolega, chętnie wszystkim pomagający, i drugi Joachim – zbrodniarz. Można nie wierzyć, ale w każdym człowieku tkwi zło i dobro. W moim przypadku zostałem zdominowany przez zło. Na koniec dodaje Nie mam zamiaru, jak to jest powszechnie praktykowane, prosić Sąd o łaskę. Poproszę o karę śmierci. Podczas przesłuchania na milicji, Knychała dziękował również za schwytanie, gdyż było ono kresem jego cierpienia i mógł zrzucić z siebie brzemię męki.
Historia opisana w książce to tragedia i ofiar(y) i kata – to historia, którą warto poznać, która sygnowana jest piórem „Semczuk”, co gwarantuje bardzo dobrą literaturę opartą na wnikliwej, rzetelnej pracy profesjonalisty. Historia sprzed lat przeplatana jest z dygresjami z teraźniejszości, opisującymi to w jaki sposób autor doszukiwał się prawdy o tamtych czasach. Kunszt pracy pisarza widać na każdej stronie, gdzie nie tylko poznajemy zbrodniarza, ale autor książki niczym wytrawny malarz maluje przed nami obraz robotniczego Śląska w latach PRL. Dodatkowo z kartograficzną dokładnością ilustruje mapę komunikacji miejskiej śląskiej aglomeracji. Autor nie przeszedł obojętnie nawet wobec takiego wątku, bowiem sprawa Knychały przybrała również pseudonim „Szóstka”. A dlaczego? Zapraszam do lektury książki – to właśnie w niej znajdziecie odpowiedź nie tylko na to pytanie, ale poznacie historię życia „dwóch ludzi w jednym ciele”.
Ocena: 6/6 czytaj więcej
Przyznam szczerze, że o zbrodniarzach z czasów PRL-u widziałam do niedawna tyle co nic. Poszczególne nazwiska obiły mi się kiedyś gdzieś o uszy, jednak nigdy się nimi szczególnie nie interesowałam. Jakiś czas temu wysłuchałam kilku podcastów Michała Larka z cyklu Okrutni zbrodniarze. Larek zaszczepił we mnie chęć zgłębienia tematu. Dlatego kiedy przeczytałam opis książki Semczuka, stwierdziła, że to pozycja, której szukałam.
Kryptonim Frankenstein to zbeletryzowana historia jednego ze śląskich morderców, Joachima Knychały, zwanego "Frankensteinem"lub "Wampira z Bytomia". Mężczyzna siał w latach 1974-1982 postrach wśród tamtejszych kobiet. Na ulicach śląskich miast dochodziło bowiem do napadów oraz morderstw. Kilka zostało mu udowodnionych. W rezultacie skazano go na karę śmierci.
Książka napisana przez Semczuka, to swego rodzaju nakreślenie portretu psychologicznego mężczyzny o złożonej psychice - psychice ukształtowanej w dużej mierze przez wydarzenia, mające miejsce we wczesnym dzieciństwie Knychały. To historia mężczyzny niezwykle inteligentnego, który w swoich poczynaniach naśladował poniekąd innego ówczesnego zabójcę, Zdzisława Marchwickiego, starając się przy tym unikać błędów, które Wampira z Zagłębia zaprowadziły na stryczek.
Bezwzględny oprawca, który na co dzień był kochającym mężem i ojcem - Wampir, który jak sam o sobie mawiał pod wpływem widoku krwi swoich ofiar, pastwił się nad nimi w sposób brutalny, do momentu odczucia zadowolenia z faktu, że jeszcze przed chwilą jego ofiara była żywa. Człowiek o dwóch twarzach. Przemysław Semczuk świetnie przedstawił sylwetkę Joachima Knychały, który notabene w poszczególnych rozdziałach jest narratorem. Poza postacią samego mordercy autor skupił się również na przybliżeniu czytelnikom pracy ówczesnych grup operacyjno-śledczych, które w tamtych latach zajmowały się sprawą o kryptonimie "Szóstka" oraz "Frakenstein". Czytając książkę napotkać możemy również na rozdziały, które opisują proces poszukiwania przez autora materiałów, które były niezbędne do jej powstania. Okazuje się, że reaserch, którego się podjął, do najłatwiejszych nie należał.
Przemysław Semczuk nie ocenia postępowania Knychały. Zebrał i rzetelnie opisał historię Joachima cofając się momentami aż do jego dzieciństwa. Finalnie zadajemy sobie pytanie czy mieliśmy do czynienia z brutalnym mordercom, czy też z chorym psychicznie mężczyznom.
Bardzo żałuję, że tak późno natrafiłam na tę książkę. Było to moje pierwsze spotkanie z twórczością autora, ale na dzień dzisiejszy śmiało mogę stwierdzić, że nie ostatnie. Bardzo polecam!
P.S. Sylwetka głównego bohatera zainteresowała mnie na tyle, że po lekturze książki pokusiłam się na przeczytanie innych artykułów dostępnych w sieci, a także na wysłuchanie podcastu Marcina Myszki z kanału na youTube Niediegetycznie.
Ocena: 6/6 czytaj więcej