ebook Wilcza godzina
3.83 / 5.00 (liczba ocen: 25) Ilość stron (szacowana): 480

Wilcza godzina
ebook: mobi (kindle), epub (ipad)

E-book - najniższa cena: 24.74
wciąż za drogo?
32.46 złpremium: 20.94 zł Lub 20.94 zł
30.00 zł
34.90 zł
34.90 zł Lub 31.41 zł
24.74 zł
27.22 zł
kliknij aby zobaczyć pozostałe oferty (2)
Wesprzyj UpolujEbooka.pl - postaw kawę

Wilno A.D. 1905 Wynalazek alchemików z Uniwersytetu Wileńskiego wywrócił życie w Europie do góry nogami. Teraz między miastami Aliansu latają potężne sterowce, po ulicach jeżdżą karety parowe, porządku pilnują golemy, a mechanicy konstruują automatony. Wilno wyrwało się ze szponów Imperium Rosyjskiego i stało się wolnym miastem – ośrodkiem postępu, nauki i mistyki. A teraz grozi mu niebezpieczeństwo. Tajemnice alchemiczne, przebiegli szpiedzy, tajne organizacje, miłosne intrygi, przerażające morderstwa, okrutne potyczki w wileńskiej przestrzeni powietrznej, ponure podziemia i dobrze znane postaci historyczne przedstawione w nowym świetle. Przygotujcie się na grozę i niebezpieczeństwa w pierwszej litewskiej powieści steampunkowej! Śledźcie wydarzenia i czekajcie, aż wybije… WILCZA GODZINA Do niezwykle barwnych realiów przełomu XIX i XX wieku Tapinas dokłada jeszcze kilka kolorów. W jego powieści spotykają się technika i alchemia, mistyka, magia i wielka polityka. Wyrazista, steampunkowa mozaika, podkreślająca charakter ówczesnej Europy. Wioletta Myszkowska, Program III Polskiego Radia Niezwykłe wynalazki, sterowce, automatony i Kraków pod panowaniem Potockich, zaprzęgający fabryczną Nową Hutę do trybów przemysłowej rewolucji – to wszystko składa się na fantastyczne otwarcie świetnej steampunkowej sagi. Krzysztof M. Maj, redaktor naczelny „Creatio Fantastica“ Wilcza godzina jest wspaniałą steampunkową powieścią awanturniczą. Mamy tu wszystko, co potrzeba, a nawet jeszcze więcej. Pełna rozmachu wizja alternatywnej Europy z Wilnem jako kosmopolitycznym miastem-państwem zachwyca od pierwszych stron.  Adam Wieczorek, Interia

Wilcza godzina od Andrius Tapinas możesz już bez przeszkód czytać w formie e-booka (pdf, epub, mobi) na swoim czytniku (np. kindle, pocketbook, onyx, kobo, inkbook).
Odkąd przeczytałem Mechanicznego Iana Tregillisa, ogromnie polubiłem i zafascynowałem się steampunkiem - te wszystkie zębatki i przekładnie, tworzące razem skomplikowane maszyny w połączeniu z klimatem rewolucji przemysłowej, tworzą razem bardzo urzekającą całość. Dlatego też skusiłem się na kolejną książkę z tego gatunku od Wydawnictwa Sine Qua Non, tym razem litewskiego autora Andriusa Tapinasa i jego Wilczą godzinę.

Jeszcze kilkadziesiąt lat wcześniej Wilno było pod panowaniem Imperium Rosyjskiego, obecnie zaś wchodzi w skład Aliansu, czyli zrzeszenia wolnych miast, prowadzących wspólne interesy. To w tym mieście alchemicy wytworzyli prometyl - cudowny gaz, który wywrócił życie w Europie do góry nogami i teraz pomiędzy miastami latają potężne sterowce, po ulicach jeżdżą karety parowe, a golemy oraz automatony wykonują coraz to bardziej skomplikowane czynności. Akcja powieści rozpoczyna się w 1905 roku, a dokładniej mówiąc w kwietniu, kilka dni przed Szczytem, w którym mają wziąć udział największe potęgi Europy. Będzie to wielkie wyzwanie dla Legionu Wileńskiego, bowiem każdy chce coś na tym wydarzeniu zyskać, a wysoko postawione osoby zrobią wszystko, aby zrealizować swoje cele...

Andrius Tapinas w Wilczej godzinie wykreował bardzo interesującą i przemyślaną alternatywną historię Wilna, pozostałych miast Aliansu, jak również Europy. Jest to historia nieco odmienna od tej której znamy, a jednocześnie przez całą książkę możemy dostrzec znane elementy. Jednym z nich jest rosnąca rywalizacja i próba sił pomiędzy ówczesnymi europejskimi potęgami - każde z nich pragnie zaprezentować się jak najlepiej na Szczycie i onieśmielić potęgą pozostałe. W związku z tym nie brakuje w książce również wątków szpiegowskich, intryg, spisków oraz morderstw. To one stanowią główną oś całej fabuły i do samego końca wzbudzają największe emocje. Niemniej jednak nie jest to powieść, w której mamy zawrotną akcję i należy bardzo szybko kojarzyć fakty. Autor dużo miejsca poświęca opisowi Wilna, różnych instytucji i ich historii, ale jednocześnie nie brakuje emocjonujących fragmentów, czy nawet powietrznych starć sterowców. Trzeba to jednak zaznaczyć, że główna intryga jest ujawniana stopniowo, a czasami przez kilka rozdziałów nie dowiadujemy się o niej zupełnie nic nowego. Przez co można odnieść chwilami wrażenie, że autor za bardzo skupia się na opisach, skądinąd bardzo interesujących, a nie na głównym wątku książki.

Przez pierwsze sto, jeśli nie nawet dwieście stron, zastanawiałem się, kto jest głównym bohaterem tej książki. Z początku autor żadnego z nich nie faworyzuje, ani nie poświęca większej ilości czasu niż pozostałym. Dzięki temu poznajemy Wilno, rodzące się intrygi i spiski z wielu różnych stron, ale jednocześnie brakuje takiego jasnego sprecyzowania którzy bohaterowie będą odgrywać najważniejsze role. A postaci jest tutaj niemało, o czym można się przekonać już na samym początku, otwierając książkę i widząc spis postaci na ponad trzy strony. Niemniej jednak z czasem jeden z bohaterów zaczyna dominować w kolejnych rozdziałach i jest nim Antoni Srebro, dowodzący Legionem Wileńskim. Jest to postać niesłychanie inteligentna, która potrafi wyprowadzić przeciwnika w pole i na czas wymyślić stosowne rozwiązania, by udaremnić czyjeś złe zamiary. Nieco mniejszą rolę odgrywa Nikodem Twardowski, pewien uczony odludek, Miła, przybrana córka Twardowskiego, Charles Finley i Edward O'Braits, kadeci Akademii Sandhurst i wielu innych. Niestety, są to postacie wykreowane jedynie dobrze, brakuje lepszego wejścia w ich emocje, uczucia i zachowania, czego ogromnie żałuję.

Jak w każdej książce z gatunku steampunk, dla mnie osobiście jednym z najciekawszych elementów są zawsze nowe wynalazki, oparte na złożonych mechanizmach. W książce Tapinasa jest ich całkiem dużo, choć odniosłem wrażenie, że autor nie stara się ich aż tak bardzo wyróżnić, jak się tego spodziewałem. Wynikać to może z faktu, że dla bohaterów są one znane i nie muszą szczególnie tłumaczyć zasady ich działania. Oczywiście, ma to swoje plusy i minusy. Ja osobiście przeczytałbym o nich jednak nieco więcej. Przechodząc do kilku przykładów, to przede wszystkim mamy automatony, czyli humanoidalne maszyny zdolne do wykonywania prostych czynności, elektrolabium, które potrafi wskazywać, gdzie podziewały się dane osoby i wskazywać ich położenie na mapie, czy wreszcie bioniki, czyli połączenie maszyny i żywej istoty, której nie udało się dotąd stworzyć, ale czy aby na pewno?

Wilcza godzina przedstawia w sposób bardzo interesujący alternatywną historię Wilna, w której po niebie latają sterowce, a w domach znajdują się liczne urządzenia napędzane parą. Niestety, chwilami odnosi się wrażenie, jakby autor chciał pokazać zbyt wiele wspaniałości Wilna, zamiast skupić się na głównej intrydze. Jednak pomimo tego, spędziłem z książką Andriusa Tapinasa kilka godzin udanej lektury i czekam na kolejne tomy tej trylogii.

Ocena: 4+/6 czytaj więcej
©Świat fantasy
Steampunk jest dość specyficzną odnogą fantastyki. Wychodząc od cyberpunku, czyli gatunku opisującego negatywne konsekwencje zbytniego zawierzenia zaawansowanym technologiom, steampunk nawiązuje do słowa „steam” (para) i opowiada o alternatywnym świecie, w którym ludzkość zatrzymała się na etapie maszyn sterowanych parą. Jeśli chodzi o czas akcji, zwykle sytuuje się on na poziomie epoki wiktoriańskiej, czyli na przełomie XIX i XX wieku. Przy całym „cofnięciu się w przeszłość” w powieściach steampunk pojawiają się często wynalazki, które nie zostały odkryte w prawdziwym świecie. Tak też jest w litewskim przedstawicielu tego nurtu, Wilczej godzinie: akcja powieści toczy się w Wilnie na początku XX wieku, jednak jest to miasto, w którym żyją automatony, mające cząstkową świadomość roboty, posłuszne jednak swoim właścicielom.
Dzięki przełomowym wynalazkom alchemików, Wilno wyrwało się spod rządów Imperium Rosyjskiego i stało się wolnym miastem. Teraz po niebie latają potężne sterowce, po ulicach jeżdżą karety parowe, porządku pilnują golemy, a mechanicy konstruują automatony. Wolne miasta Aliansu podpisały pakt o nieagresji, mają też pewne przywileje. Wilno staje się miejscem, w którym króluje postęp, nauka i mistyka. Jednak polityka to nigdy nie jest czysta gra: tu każdy chce wyrwać dla siebie jakiś ochłap. Rządy danych krajów spiskują potajemnie, szpiedzy szukają haka na niewygodne jednostki, tajne organizacje mają swoje, czasem całkiem sprzeczne z władzami państw cele, a pospolite wileńskie bandziory chętnie zetną kilka głów. W Wilnie nie jest bezpiecznie… Są takie dzielnice, których lepiej nie odwiedzać samemu po zmroku, bo można stracić nie tylko sakiewkę, ale i życie.

W tym wszystkim czytelnik obserwuje losy kilkorga bohaterów: Jana Basanowicza, kierownika katedry alchemii Uniwersytetu Wileńskiego, Nikodema Franciszka Twardowskiego, uczonego, jego córki Miły, Antoniego Srebro, legata wileńskiego czy króla miejscowych zbrodniarzy, Macieja Lewego. Postaci jest dużo więcej, a ponad trzystronicowy spis umieszczony na początku książki może lekko niepokoić, ale szybko można się zorientować, że większość postaci buduje bogate tło i tylko od czasu do czasu przewija się w fabule. To bogactwo bohaterów, z których każdy, nawet mniej ważny, jest należycie odmalowany, nadaje historii głębi i pozwala dostrzec różnorodność miasta. Wilno Tapinasa jest rozległe, a poszczególne dzielnice różnią się od siebie: jest centralne Paromieście, są dzielnice peryferyjne jak Śnipiszki czy Niechrzty, są też Biedy, miejsce niebezpieczne, którego nazwa, jak zresztą nazwy wszystkich dzielnic w książce, są znaczące.

Andrius Tapinas z rozmachem rozpisał Wilczą godzinę: z pieczołowitością odmalował obraz steampunkowego Wilna, a jego dbałość o szczegóły takie jak różne warstwy społeczne, odmienność narodowości żyjących w mieście, przedstawiciele poszczególnych zawodów (alchemicy, mechanicy, legion wileński, radni miasta, wskrzesiciele) powoduje, że powieściowa rzeczywistość staje czytelnikowi przed oczami jak żywa. Gdy przejdzie się przez początek, gdzie mnogość postaci i wątków może lekko zawrócić w głowie, gdy złapie się już tę główną fabularną nitkę, Wilczą godzinę czyta się wyśmienicie.

Trzeba jednak zaznaczyć, że nie jest to powieść z galopującą akcją. To pierwszy tom cyklu i widać, że autor skupił się tu na dokładnym zarysowaniu sytuacji w Wilnie początków XX wieku. Wydarzenia przyspieszają tak naprawdę dopiero około 2/3 powieści, trzeba więc okazać cierpliwość, a autor wynagrodzi to czytelnikowi barwnym obrazem społeczeństwa i opisem wielorakich zależności pomiędzy poszczególnymi postaciami i frakcjami.

Nie jest to lektura dla każdego, jednak fanów fantastyki z pewnością usatysfakcjonuje. To druga powieść z gatunku steampunk, którą miałam okazję czytać, ale wiem, że z pewnością to nie koniec mojej przygody z historiami epoki pary.

Ocena: 5-/6 czytaj więcej
©tanayah czyta
Wilcza godzina w trakcie lektury wzbudzała we mnie, delikatnie mówiąc, mieszane uczucia. Jednego dnia się nią zachwycałam, by trzydzieści sześć godzin później wzdychać, jak bardzo zmuszam się, by nie rzucić jej w kąt. I niestety droga od jednego stanu do drugiego okazała się bardzo prosta. Zapraszam na szczegóły.

Wilno A.D. 1905

37 lat temu w świecie, którego oblicze odmieniły dokonania alchemii, pod egidą rodziny Rothschildów został utworzony Alians: związek wolnych miast złożony z Wilna, Rewla (współczesnego Tallina), Krakowa, Pragi oraz Konstantynopola. Teraz są one kosmopolitycznymi ośrodkami rozwoju nauki i techniki, a w Wilnie ma się odbyć szczyt z udziałem reprezentantów światowych mocarstw.

W książce mamy kupę bohaterów, ale oto kilka głównych wątków: dowódca Legionu (ichniej policji), Antoni Srebro, prowadzi śledztwo w sprawie dziwnego morderstwa; ścigana przez lożę Wskrzesicieli młodziutka Miła ucieka do rodzinnego Wilna; brytyjski kadet litewskiego pochodzenia, Edward O'Braitis (to tak idiotyczna... transliteracja? nazwiska Abraitis, że aż przy pierwszym spotkaniu mnie przytkało) dostaje swój pierwszy przydział na sterowiec lecący do Wilna, a pewne osoby mocno starają się, aby szczyt okazał się gigantyczną katastrofą.

O bohaterach i intrydze

To jeden z tych przypadków, gdy konieczna jest opowieść o mojej reakcjach na powieść. Zaczęło się naprawdę świetnie, nawet pomimo idiotycznego błędu rzeczowego na wstępie (o którym za chwilę). Andrius Tapinas pisze naprawdę plastycznie i w ciągu zaledwie jednego rozdziału odmalował charakter Wilna oraz jego poszczególnych dzielnic. Dalsza część fabuły była może trochę naiwna i sztampowa, ale dynamiczna i śledziłam ją ze sporym zainteresowaniem.

Tyle że, gdy wyszliśmy z fazy zarysowywania poszczególnych wątków, wszystko zaczęło się sypać. Zacznijmy od bohaterów. Narracji jest zwyczajnie strasznie dużo. Jednak to nie ich liczba bezpośrednio powoduje problemy, ale samo ich wykorzystanie. O wszystkim dowiadujemy się zbyt szybko i zbyt łatwo. Najlepiej widać to na przykładzie wątku O'Braitisa. Mamy jego "kolegę" ze szkoły, Charlesa Finleya (odmieniajmy to niepoprawnie jak w powieści), który dotąd go gnębił, a nagle zaczyna zachowywać się jak przyjaciel. Nasz bohater jest dobrym człowiekiem i uznaje, iż tamten chciał się po prostu popisać przed swoimi bogatymi kumplami, i mu przebacza. (Tak, jeden z nich to standardowy rozwydrzony paniczyk, a drugi - biedak, który ciężką pracą spełnia swoje marzenia). Tyle że my doskonale wiemy, co się stało Finleyowi i w związku z tym ta intryga w ogóle nas nie interesuje. Ciekawsze byłoby poprzestanie na narracji z punktu widzenia O'Braitisa. Ale ono nie następuje.

I tak wygląda większość intrygi w powieści. Nie czekamy na ujawnienie prawdy, a wyłącznie jej szczegółów lub ostatecznego efektu działań, co zabija wszelkie napięcie. Poza tym, jeśli chodzi o całokształt, to Wilcza godzina cierpi na częsty syndrom wśród pierwszych tomów serii: przedstawione w niej wydarzenia nie są aż tak znaczące i stanowi ona wyłącznie zarysowanie linii konfliktów oraz wstęp do kolejnych części.

Ale miałam pisać o bohaterach. Są niezwyyykle schematyczni. I znowu: gdyby zredukować ich liczbę, to może gdzieś między wierszami dałoby się naszkicować jakieś ciekawe charaktery. O O'Braitisie i Finleyu już pisałam. Srebro jest ciekawy... potencjalnie. Bo jako legat służy nie tyle prawu (które w ogóle w Aliansie zdaje się wiele nie znaczyć, jakby to średniowiecze było), co porządkowi. Ale w rezultacie okazuje się po prostu tym typkiem, który jako impulsywny i za nic mający sobie zasady (w końcu to on je stanowi, huh?) dużo ryzykuje, robi rzeczy, których nie powinien i w rezultacie... Zostaje zawieszony za walnięcie publicznie prowokującego go protestującego (którego nie żałujemy, bo był przekupiony), mimo że w międzyczasie robił "gorsze" rzeczy. W tym miejscu nasuwa mi się skojarzenie z bohaterką innej wydanej przez SQN steampunkowej (no dobra: clockpunkowej) serii, trylogii Wojen alchemicznych. Berenice zachowuje się podobnie jak Srebro, tyle że... nikt nie udaje, że to jest super. I ona ponosi konsekwencje swojego postępowania. W przeciwieństwie do naszego legata.

A teraz moja ulubiona część: KOBIETKI. Zgadnijcie: czy Wilcza godzina zdaje test Bechdel? Z tego, co zauważyłam, to nie. Mamy jedną ważniejszą postać kobiecą, Miłę, która paradoksalnie, mimo że mocno schematyczna, jest jedną ze spójniejszych w powieści. Ot, taka genialna młoda dziewczyna, która jednak jest młodą dziewczyną i, ciągle uciekając, czuje się samotna. Nie jest to szczyt kreacji, ale trzyma się kupy. Tyle że Miła nie robi nic, czego nie przewidziałby schemat postaci kobiecych w powieściach przygodowych/akcji. To samo tyczy się pozostałych bohaterek. Miła może i ratuje miasto, ale robi to dzięki INTUICJI. Powinni zakazać tego motywu, bo jest oparty na tak starożytnym i jednocześnie nierealistycznym stereotypie, że żołądek mi się w brzuchu przewraca. W tle mamy 1) tę wspaniałą kobietę, która pracuje w sierocińcu i jest tak dobra i jest ukochaną silnego męskiego bohatera 2) kochankę jednego z tych złych oraz tajną agentkę (niektórzy chyba myślą, że to jedyny typ silnej kobiecej osobowości, który mieści w konwencji) oraz 3) lokalną piękność, która oszalała po śmierci/zaginięciu ukochanego i teraz jest tą miłą wariatką, która widziała "ważną rzecz". O standardowym totalnym olaniu konwenansów epoki nie chce mi się po raz kolejny pisać. Może nie powinnam tak się oburzać, skoro zła kreacja dotyczy obu płci, ale jednak to w przypadku kobiet przyjmuje postać mocno seksistowską. Meh.

O świecie przedstawionym i błędach rzeczowych

Dobra, ale przejdźmy wreszcie do najważniejszego, moim zdaniem, problemu powieści. Zbyt luźnego podejścia autora do epoki i BŁĘDÓW RZECZOWYCH. Taaak, będę je wypisywać. Z komentarzem. Jakaś przyjemność mi się należy.

Ale po kolei, czyli od rzeczy najmniej rażących. Zastosuję tutaj zasadę "konia pijącego morską wodę". To znaczy: jeśli w powieści fantastycznej nie zostało powiedziane, że dana rzecz wygląda/działa inaczej niż w rzeczywistości, to... działa jak w rzeczywistości. W historii alternatywnej, którą jest właśnie Wilcza godzina, nabiera to jeszcze większego znaczenia. Bowiem jeśli nie napiszemy, iż czynnik zmieniający historię wpłynął w określony sposób na dany element życia codziennego, to w domyśle wygląda on tak samo jak w odpowiadającym mu okresie naszej historii. W sumie logiczne. I uważam ten wpływ za clue oraz główną radochę związaną z wymyślaniem historii alternatywnej. Ale Andrius Tapinas chyba nie podziela mojego zdania.

Ma bowiem do historii stosunek bardzo luźny. Zacznijmy od samego pomysłu Aliansu, który z początku wydał mi się niezwykle orygianlny, jako skupiający wielokulturowe miasta będące pod okupacją obcych krajów. Czyli Wilno, Rewel, Kraków i Praga. Problem stanowi Konstantynopol, który ciężko zaliczyć do grupy poprzednich jako stolicę Imperium Osmańskiego. Zachodzę w głowę, dlaczego w ogóle Turcy zgodzili się oddać jego część Aliansowi? Miasta tak ważnego kulturowo i strategicznie dla ich państwa?

Drugi problem to kosmopolityzm Wilna. Od początku autor podkreśla jego wielonarodowość, tyle że... w ogóle jej nie czuć. Nie wierzę, że, chociażby, przy skomplikowanej relacji polsko-litewskiej aż tak pokojowa koegzystencja byłaby możliwa. Napisałam: koegzystencja? W kontaktach między bohaterami w ogóle nie czuć różnicy, czy należą do tej samej nacji, rasy i religii. To nierealistyczne! Że o utopijnym braku antysemityzmu, który na początku XX wieku miał się świetnie, nie wspomnę. Czy wszyscy ludzie chcieliby mieszkać w mieście zarządzanym przez ŻYDÓW, nawet jeśli uwolniliby to ich od zaborcy? Byłoby miło, ale nie sądzę. Jakiekolwiek antagonizmy pojawiają się tylko raz i to w absurdalnej formie litewskiej nacjonalistycznej organizacji Promiennych, którzy potrzebni są chyba tylko po to, aby wywołać ważną dla fabuły awanturę w karczmie.

A propos absurdalnych ugrupowań. Mamy coś takiego, jak Rycerzy Katedry. Gości przebrani w stroje rycerzy, którzy bronią moralności pod przywództwem proboszcza katedry, prałata Masalskiego. Tak, to jest tak tragikomiczne, jak to sobie wyobrażacie. I tak się prezentuje niestety całość religii w utworze. Swoją drogą, prałat Masalski jest radnym (rada miejsca przypomina coś w rodzaju rządu eksperckiego). I tu pojawiło się moje pytanie. Macie katedrę. Co zrobiliście biskupowi wileńskiemu?!

To chyba wszystkie większe nieścisłości świata ogółem. Przyszła pora na konkretne błędy rzeczowe. Część z nich mógł popełnić tłumacz, ale części na pewno nie. Zabawne, że w większości odnoszą się do Polski, a książkę wydano w Polsce i nie zwrócono na nie uwagi. Tj. może zwrócono, ale nie zaznaczono ich nawet. Rozumiem problem pojawiają się, gdy zakupiona przez wydawnictwo powieść ma tego rodzaju byki. Nie wiadomo, czy poprawiać czy zostawić... Moim zdaniem złotym środkiem byłoby oznaczenie ich w jakiś sposób. Ignorowanie zdecydowanie nigdy nie jest wyjściem.

Ale po kolei. Zaczynamy już po kilku stronach od wysokiego C. Kraków, który i tak uznaje się za wolne miasto. (s. 18) Nadmieńmy, że rozmowa toczy się w 1870 roku. Prawdę mówiąc, gdy wspomniano o wolnym mieście, nie pomyślałam od razu o Rzeczypospolitej Krakowskiej. Może dlatego, iż "zlikwidowano ją" w 1846 roku, czyli... 24 lata wcześniej, i w czasie wypowiadania tych słów jej teren stanowi normalną część Austro-Węgier. Ale czy aby na pewno tego kraju? Bo gdy na stronie 402 wspominane są zależności pomiędzy miastami Aliansu a otaczającymi je mocarstwami, to Kraków [przypisany jest] do Niemiec. Widzicie, ile rzeczy można się dowiedzieć o własnym kraju! Druga grupa błędów, to te, w których równie dobrze mógł nawalić tłumacz, czyli nieadekwatne określenia. Tak więc Srebro goni ulicami Wilna dwumiejscowym dyliżansem (s. 387). Mój mózg w pierwszej chwili zignorował przymiotnik i skupił się na obrazie takiej landary pędzącej wąskimi uliczkami. Ubaw po pachy. A tak serio: 1. z definicji dyliżans jest duży i nie może być dwumiejscowy, bo nie byłby dyliżansem 2. dyliżanse nie jeździły po mieście 3. w czasie akcji nie jeździły już nigdzie. Co zabawne wystarczyłoby zamienienie tego słowa na "powóz", ale do końca sceny idziemy w zaparte z "dyliżansem". Ponadto w innym miejscu dyżurni z wieży nawigacyjnej doskoczyli do binokli (s. 408). Sądziłam, że ludzie zatrudnieni na tym stanowisku powinni mieć dobry wzrok, co najwyżej posiadać LORNETKI, ale najwyraźniej się myliłam. Poza tym w powieści znajdziemy dwie sceny ubierania, w których autor używa sformułowań takich jak sukienka o szerokiej spódnicy, dając swoim poziomem "nomenklatury" świadectwo całkowitej ignorancji. A biorąc pod uwagę, że ówczesne suknie ciężko nazwać szerokimi, to… Poza tym autor słowem nie wspomina o gorsetach i uważa, że normalnym byłby zakup gotowej luksusowej sukni (s. 198). Zamiast pisać o rzeczach w zasadzie zbędnych i do tego takich, na których się nie zna, mógł się skupić na przykład na roli kobiet w społeczeństwie Aliansu. Ale niestety tego nie zrobił.

***
Chciałabym móc powiedzieć, że gdyby lepiej zadbać o warstwą merytoryczną, to byłaby to dobra książka. Ale musiałabym skłamać. Plastyczne opisy, dobry styl oraz ładny, acz mało oryginalny, świat nie wystarczą. Przy Wilczej godzinie nawet dość mocno krytykowany przeze mnie Adept wypada świetnie. Nie ma sensu czytać tej książki, zwłaszcza że na półkach księgarni znajdziemy wiele powieści w tej samej konwencji, a o niebo lepszych, choćby nasze rodzime Czterdzieści i cztery, które polecam przy każdej okazji. Smutno mi, że Wilcza godzina okazała się na Litwie bestsellerem, bo albo świadczy to o niesamowicie przesadzonej akcji promocyjnej, albo o złym guście Litwinów. (W ogóle smutno mi, że moje pierwsze spotkanie z literaturą litewską okazało się dnem). Nie polecam.

Ocena: 2/6
czytaj więcej
©Między sklejonymi kartkami
Komentarze dotyczące książki:
Warto zerknąć