
damy Ci znać, kiedy oferta będzie dostępna.
Nie krzyczała, kiedy rodziła syna. Nie mogło jej się wyrwać żadne niemieckie słowo. Nie w 1945 roku, nie wśród Polaków wracających z przymusowych robót.
Kilkadziesiąt lat później rodzinne sekrety nie dają spokoju dorastającej Dagmarze. Skąd wziął się ten dziwny akcent w mowie jej babci? Dlaczego co roku staruszka odwiedza pewien kościół? Czy naprawdę nigdy nie spotkała się z siostrą bliźniaczką, choć ta ciągle przysyła jej paczki?
Dziewczyna wie, że nie wykradnie babce wszystkich tajemnic. Ale kiedy powoli zaczyna odkrywać przeszłość, odżywają wspomnienia, do których Rika nigdy nie odważyła się powrócić.
Czy dziedziczymy los po naszych przodkach?
Czy prawdą jest to, co się rzeczywiście zdarzyło, czy to, co zapamiętaliśmy?
Oparta na prawdziwych wydarzeniach opowieść o namiętności, grzechu, rozłące i pamięci.
I o ludziach, którzy nigdzie nie przynależą, bo zbyt często wyjeżdżali na zawsze – i zbyt wiele musieli zapomnieć.
Z okruchów tak rozumianej pamięci składa się – w mojej opinii – Biała Rika. I nie mam tu na myśli autobiografizmu – choć wydarzenia z dziejów rodziny i samej autorki stały się kanwą powieści. Magdalena Parys pokazuje, jak bardzo skomplikowana i wielowarstwowa jest ludzka pamięć w ogóle. Gdyby wspomnienia były czymś namacalnym, to z całą pewnością byłyby chropowate. Momentami wyblakłe, ułomne, w innym miejscu ostre, dokładne jak fotografia, do tego nieprzewidywalne i zmieniające się w czasie. I to wszystko jest w Białej Rice. Obecna w powieści asynchroniczność, chaotyczność, wybiórczość i „dziurowatość” skontrastowana z jasnością, pewnością i detalicznością opisanych wspomnień nadaje jej autentyczności, intymności i nie pozwala na obojętność czytelnika. Do tego dochodzą sentymentalne, pełne emocjonalnego zaangażowania opisy Gdańska, Szczecina i Berlina. I przede wszystkim drzewa genealogiczne, wciąż poprawiane, wciąż rysowane na nowo narzędzia służące do analizowania skomplikowanych rodzinnych relacji. Na wstępie wspominałam o polisemii, tą wielogłosowością dotknięta jest cała powieść. Oprócz kotłujących się myśli narratorki a to redaktorka coś wtrąci, a to matka, kuzynka, córka – każdy chce dojść do głosu, każdy chce łatać wspomniane dziury, odkrywać prawdę. Tylko w przypadku tej historii mamy do czynienia z prawdą (a może z prawdami?) nadzwyczaj skomplikowaną.
Mimo iż nie jest to kolejna w dorobku Parys powieść kryminalna, sensacji tu nie brakuje. A jeśli Parys i sensacje, to wiadomo, że chodzi o relacje polsko–niemieckie. Tak było w Tunelu i Magiku, tak jest i w tym przypadku, gdy narratorka Dagmara poznaje historię matki swojego ojczyma, Ruth, Niemki i Karola, Polaka. Rzecz działa się w czasie II wojny światowej, co determinowało skomplikowanie tego uczucia. A już na pewno nie ułatwiała go bliźniaczka Riki, Gerda, żywiąca do Karola bliźniacze uczucie. Więź między siostrami pęka, gdy Rika i Karol uciekają do Szczecina. To jednak nie jedyna historia opowiedziana w powieści; historii i babć jest tu dużo. Tu właśnie, w tym poniemieckim szczecińskim mieszkaniu pojawia się narratorka, Dagmara i jej dzieciństwo. Dziewczynka, która z Gdańska musiała przenieść się do Szczecina, a której niedługo przyjdzie zmierzyć się z jeszcze większą zmianą; pokonać odwrotną do babci Riki drogę – wyjechać do Niemiec – chce poznać rodzinne sekrety. Dzięki swej uporczywości i konsekwencji dociera do historii narodzin i śmierci, przeżyć szczęśliwych i wstrząsających. I, paradoksalnie, ta niełatwa przeszłość rozbitej rodziny pozwala jej odnaleźć się w świecie.
Nie pisz
Nie napiszę jednak tej książki. Zbyt mnie boli. Zmieniam imiona, zmieniam nazwy ulic, ludzi, zmieniam, co mogę, a i tak wszystko jest takie, jakie było naprawdę.
Nie gadaj, przecież wszystko zmyślasz, mówi mama.
Jest tyle innych żyć ciekawszych, jest tyle innych spraw ważniejszych i jest kilka innych książek, a ja o tej Niemce, Ruth, Rice.
Zamykam zmęczony komputer i spoglądam za okno.
Także teraźniejszość i przyszłość wyzierają z Białej Riki. Można zapytać: po co? Czy przeszłość nie okazała się być wystarczająco skomplikowaną? Widzę co najmniej dwa powody. Po pierwsze, by odnaleźć, a raczej: by wciąż na nowo odnajdywać swoją tożsamość. Po drugie, by jeszcze mocniej uwydatnić to skomplikowanie ludzkiego losu, które dotyka nas w bardzo różnych momentach. Wtedy, gdy wolimy psy, ale mamy trzy koty (na szczęście później, tak dla równowagi, będziemy mieć wymarzone trzy psy) czy wtedy, gdy jesteśmy w Polsce, a wszystkim, co w niej dostrzegamy są poniemieckie ślady.
Świetnie napisana i pięknie wydana. Polecam zarówno powieść, jak i spotkania autorskie z Magdaleną Parys.
Ocena: 5/6