
Dodatkowa dusza
ebook: mobi (kindle), epub (ipad)
27.81 złpremium: 17.94 zł Lub 17.94 zł | |||
23.32 zł Lub 20.99 zł | |||
27.81 zł Lub 25.03 zł | |||
29.90 zł | |||
29.90 zł | |||
23.24 zł | |||
24.61 zł | |||
kliknij aby zobaczyć pozostałe oferty (5) |
Oparta na faktach historia walki o przetrwanie. „Przyjrzałam się portretowi Marcina i nie mogłam zapomnieć Jego szlachetnej i smutnej twarzy. Wydrukowałam sobie Jego zdjęcie i przez kilka dni przyglądałam się mu w osłupieniu, jakby ten 13-letni chłopiec o ciemnych oczach był mi kimś bliskim i znanym od dawna. Pomyślałam, że historia Juliana i Marcina musi wypłynąć na światło dzienne i domaga się opowiedzenia” – Wioletta Grzegorzewska
Ojciec i syn. Miłość w najcięższych czasach.
II wojna światowa. Z pociągu wiozącego Żydów do Treblinki ucieka mężczyzna. Za wszelką cenę pragnie wrócić do Warszawy, by odnaleźć i uratować syna. Julian Brzeziński, który przed wojną był przedsiębiorcą, musi zmierzyć się z dramatyczną sytuacją, w jakiej się znalazł. Nowa tożsamość, ukrywanie się przed dawnymi sąsiadami, którzy mogliby go rozpoznać, ale też obawy o syna Marcina angażującego się w działalność konspiracyjną, mimo że ma zaledwie trzynaście lat…
Okupowana stolica, ciągły i wszechobecny strach oraz ogromna determinacja, by przeżyć.
„Dodatkowa dusza” to powieść oparta na prawdziwych, dramatycznych losach ojca i syna, w której czuła więź i bezinteresowne poświęcenie stanowią najwyższe wartości. To też bogato nakreślony portret Warszawy ogarniętej wojennym chaosem.
Co odnajdziesz w powieści?
To historia zwykłej osoby, zwykłej rodziny, która traci wszystko. Zwykłego życia, w niezwyczajnej Warszawie w czasie drugiej wojny światowej. Autorka opisuje losy Juliana Brzezińskiego, żydowskiego inżyniera, który ucieka z pociągu jadącego do Treblinki i wraca do Warszawy, do kilkunastoletniego syna Marcina.
Julian szuka Marcina w mieście, które tętni lękiem jego mieszkańców, gdzie nikt nie wie co przyniesie każda kolejna godzina, nie mówić o kolejnym dniu. Gdzie ulicami chodzą anonimowi bohaterowie, pozornie zwyczajni ludzie, którzy walczą o Polskę, chociaż sami są dyskryminowani.
Dlaczego niezwykła?
Niezwykłość Dodatkowej duszy to jej świadectwo, to jej prawda. To pamięć o prawdziwych wydarzeniach i ludziach, którzy przeżyli. Wszystkie pomniejsze historie zostały nanizane na oś głównej narracji. Autorka mogła te niezwykłe przeżycia ojca i syna ubarwić, opakować w fikcję, ale tego nie zrobiła. Wioletta Grzegorzewska chce, aby czytelnik wsłuchiwał się w najcichsze głosy i kolekcjonował w pamięci każdy drobiazg i wspomnienie o tym, co było.
Dni się wydłużyły. Listki wybiły z pąków na przekór trwodze, która opanowała miasto. Zachmurzone niebo jak napęczniała od wilgoci juta wisiało nad miastem. Warszawa przeglądała się w kałużach, a Julian przeglądał się w Warszawie, w witrynach, w oknach tramwajów.
Czy potrafimy wyobrazić sobie czas wojny? To co przeżywali mieszkańcy okupowanych miast? Z pewnością nie. Dlatego Wioletta Grzegorzewska zadbała o detale, czy to w opisie przedmiotów, miasta, pomieszczeń, czy języka i gwary.
Mogłoby się zdawać, że w tej piwnicznej norze nie było już śladu po żydowskim krawcu. Okruszki po nim zostały zamiecione w pamięci, spadły w zapadki czasu, jak okruchy chamecu w ogień, ale kiedy się rozejrzał, spostrzegł na podłodze cekin, który zalśnił w świetle księżyca jakby chciał powiedzieć: „Ja widziałem, jak przyszli po nich w nocy, wysypali z drewnianej niciarki naparstki, igły, szpilki, czarne zatrzaski i błękitną miarkę.
Wspaniałym dopełnieniem historii ojca i syna jest rozmowa Georginy Gryboś (autorki bloga Literacka Kavka) z Wiolettą Grzegorzewską, z której dowiadujemy się między innymi co skłoniło autorkę do napisania powieści, co zrobiło na niej największe wrażenie i nie dawało o sobie zapomnieć. W końcu, kto był cichym, drugim autorem powieści.
Zakończenie Dodatkowej duszy jest otwarte. Byłoby wspaniale, gdyby autorka mogła dopisać dalsze losy bohaterów.
Ocena: 5/6 czytaj więcej
Pierwszy rozdział przeczytałam z nadzieją na dobre kolejne rozdziały. Tymczasem to, co lekko ukłuło na pierwszych stronach, później pogrzebało wspomnianą książkę do tego stopnia, że straciłam wiarę w sens jej czytania. Przed rzuceniem jej w kąt powstrzymała mnie chęć udowodnienia sobie, że nie mylę się w odbiorze. Co pogrzebało Dodatkową dusze? Absurd. Po nagradzanej autorce spodziewałam się, jeśli nie czegoś wybitnego, to przynajmniej bardzo dobrego. Tymczasem mam wrażenie, że autorka sprzedała nam historię, do której słabo się przygotowała. Albo przygotowywała się tak intensywnie, że zatraciła rozsądek, logikę i pewnego rodzaju „flow”, które każdy pisarz musi posiadać, jeśli chce, by jego książki czytało się dobrze. U Grzegorzewskiej poza niezgodnościami, niewiarygodnością oraz topornymi dialogami, momentami po prostu robi się śmiesznie. I nie to, że komediowo. To jest taki śmiech przez łzy.
Historia rozpoczyna się od ucieczki Juliana Brzezińskiego z transportu Żydów do Treblinki. Wierzę, że to się zdarzało, choć nie umiem sobie wyobrazić, że mężczyzna tak bardzo kochający żonę byłby w stanie zostawić ją na pastwę losu. Ale to moje subiektywne odczucie i wcale nie trzeba się ze mną zgadzać – nie takie rzeczy się zdarzały w tamtych czasach, poza tym uargumentowane to zostało chęcią dotarcia do syna. Jednak kolejna scena to pierwszy z wielu absurdów.
Resztkami sił przeczołgał się do porośniętego olszyną rowu i zanurzony do połowy w brudnej wodzie zemdlał.
Wszystko się zgadza. Ale co robił później? Ocknął się, wszedł do lasu i zaczął studiować swoją kenkartę. Pooglądał swoją fotografię, odciski palców, sprawdził swoje dane. Żyd, który dopiero co uciekł z transportu. W ogóle Julian jawi nam się jako człowiek z ogromnym szczęściem, bowiem uciekając, trafia do wiejskiej rodziny, która radośnie przyjmuje go w domu, a następnie bezproblemowo ogarnia mu transport do Warszawy. A tam już prawdziwe cuda: Julian wynajmuje… mieszkanie (nie, nie ukrywa się w komórce, piwnicy czy szafie), a następnie spaceruje sobie po parku, bo uważa, że to bezpieczniejsze niż siedzenie w domu.
W powieści takich nieprawdopodobnych scen pojawia się więcej. Na przykład ta, w której Julian wraz z grupą ludzi ucieka kanałami przed Niemcami, rejestrując w zasięgu wzroku kolor włosów łączniczki – co najmniej, jakby te kanały miały ledowe oświetlenie. Dobrze, trochę to złośliwe, bo prawda jest taka, że to mogłoby się wydarzyć, gdyby nie sposób przedstawienia tej sceny. Do tego dochodzi „marudzący” porucznik, który głośno narzeka na to, że taplają się w gównie. Naprawdę? W kanałach, uciekając przed Niemcami? Tam, gdzie trzeba być bezszelestnym? Brakowało mi jeszcze sceny miłosnej, która dopełniłaby wszystkiego.
Pokonały mnie również próby… właściwie to nie wiem czego. Poetyckości? Dramatyczną scenę, w której bohater widzi ciała wiszące na słupach (w tym ciało znajomego), autorka podkreśla w taki sposób:
W odległości piętnastu metrów od ulicy, na polu uprawnym, naprzeciw magazynów fabryki produkującej butle z tlenem, wisiało na dwóch szubienicach zbudowanych ze słupów telegraficznych dziesięciu mężczyzn. Obok stało na warcie dwóch niemieckich żołnierzy z karabinami. Od zachodu wiał lekki wiatr.
Jakby ten wiatr miał tutaj jakieś szczególne znaczenie. Czepiam się? Być może. Ale takich zbędnych zdań jest tutaj całe mnóstwo. Zdań oderwanych od opisywanych sytuacji, bezcelowych i bezsensownych.
Na koniec zostawiam sobie dialogi. Przyznam, że już dawno nie czytałam tak topornie skonstruowanych rozmów. Być może, gdyby je ograniczyć, Dodatkowa dusza złapałaby więcej płynności, choć jak tak zastanowię się nad wszystkimi moimi uwagami, to dochodzę do wniosku, że nawet to nie uratowałoby tej powieści.
Ocena: 3/6 czytaj więcej