
Mróz
ebook: mobi (kindle), epub (ipad)
-44% 23.31 zł | |||
38.72 złpremium: 24.98 zł Lub 24.98 zł | |||
34.00 zł | |||
41.63 zł | |||
41.63 zł Lub 37.47 zł | |||
31.89 zł | |||
33.38 zł | |||
kliknij aby zobaczyć pozostałe oferty (5) |
Debiut prozatorski Thomasa Bernharda. Powieść przyjęta z ogromnym zainteresowaniem przez krytykę literacką w krajach języka niemieckiego. Zdobyła niezwykle pozytywne, a nawet entuzjastyczne recenzje. Przyniosła jej autorowi Nagrodę Literacką Miasta Bremy – pierwszą spośród wielu nagród, jakie Bernhard miał otrzymać za swoją twórczość.
Powieść ma konstrukcję dziennika, zapisywanego przez 27 kolejnych, zimowych dni przez narratora – studenta medycyny. Na prośbę lekarza, pod którego kierunkiem odbywał praktykę szpitalną, udał się on do niewielkiej miejscowości położonej w alpejskiej dolinie, aby tam obserwować brata owego lekarza, malarza Straucha. Artysta ten, bliski obłąkania, po zniszczeniu całego swego dorobku i odciąwszy się od przeszłości, zaszył się na austriackiej prowincji. Codzienne notatki studenta-narratora, na które składają się jego obserwacje oraz zapisy rozwichrzonych monologów malarza, uzupełnia kilka listów ze sprawozdaniami, jakie student wysyłał co jakiś czas do Straucha-lekarza. Już w tej pierwszej powieści Bernhard zagłębił się w problematykę, która będzie odtąd wielokrotnie powracać w jego twórczości – w analizę stanów psychicznych osób o szczególnej, artystycznej wrażliwości bądź skłonnościach do filozoficznej refleksji, ich cierpień i obsesji śmierci.
A w tle mroźna i śnieżna zima w alpejskiej dolinie; echa zakończonej zaledwie kilkanaście lat wcześniej II wojny światowej; wkraczające w strukturę miejscowego społeczeństwa nowości gospodarcze (budowa elektrowni) i idee (komunizm); a także portrety postaci lokalnej społeczności. To przede wszystkim gospodyni prowadząca samodzielnie wiejską gospodę, rakarz i grabarz (w jednej osobie), inżynier kierujący robotami przy budowie elektrowni, mrukliwy gorzelnik, żandarm… Dzisiejszy czytelnik zwróci też zapewne uwagę na ówczesne warunki życia codziennego – sprzed zaledwie 60 lat, a jak bardzo już różne od obecnych.
Polski przekład Mrozu miał dotychczas tylko jedno wydanie, w 1979 roku. Obecna edycja, 2. z kolei, została uzupełniona o całkowicie nowe posłowie, którego autorem jest Marek Kędzierski. W treść posłowia włączył on fragmenty swego wywiadu oraz korespondencji z Peterem Fabjanem, przyrodnim bratem Thomasa Bernharda, z zawodu lekarzem, z którego medycznej wiedzy Bernhard obficie korzystał, pisząc swoją powieść.
Ale też zdaję sobie sprawę, że to nie jest lektura dla wszystkich. Niekoniecznie w niesprzyjających okolicznościach zamknięcia. Bernhard jest pisarzem, który bardzo łatwo doprowadza czytelnika do poczucia zagubienia, paranoi i wstrętu. W klaustrofobicznej przestrzeni małego mieszkanka zatrzaśniętego przed wirusem to może być nie do przejścia. Ja miałem ze dwie-trzy fale wsiąkania w książkę — za każdym razem czytałem po kilkadziesiąt stron naraz, a potem zostawiałem książkę na kilka dni.
Bo Bernhard jest dość kontrowersyjnym towarzyszem kwarantanny. Jego bohater-narrator marudzi na piękne przedalpejskie widoki, że są zgniłe, dekadenckie, a mieszkańcy wiosek zbyt łatwo zapomnieli o tym, jak kolaborowali z nazistowskimi zbrodniarzami. I to prawda, kiedyś za to tak bardzo ceniono Bernharda, ale w zamknięciu czyta się o tych zgniłych austriackich widokach jak folder reklamowy. Marzyłbym o tym, żeby wejść na zwykłą, banalną Dziewiczą Górę pod Poznaniem, a co dopiero na te przeklęte austriackie góry! Och, jak czasami zazdrościłem bohaterom Bernharda tej dekadencji.
Czytając Mróz trzeba lawirować pomiędzy kuszącym urokiem niedostępnych austriackich atrakcji turystycznych a ohydnymi opisami rozkładu rodem z obrazów Bacona. Jedne czarują, drugie odpychają, łatwo wylądować w chaszczach. Pomiędzy nimi jest fascynująca relacja między narratorem (studentem medycyny) i chorym psychicznie malarzem Strauchem, którego narrator ma obserwować i opisywać. Dość szybko okazuje się, że Strauch wciąga narratora w orbitę swoich obsesji i nie wiadomo już, czy czytamy o przemyśleniach studenta, czy też Straucha.
I tak objawia się typowy Bernhard (zabieg polegający na gubieniu tożsamości podmiotu mówiącego w obrębie niemal każdego zdania to styl rozpoznawczy autora Przegranego), w dodatku od razu w wybitnej odsłonie. Mróz to powieść totalna, radykalna i bezlitosna dla odbiorcy. Albo w to wchodzisz, albo nie.
Ja wchodzę, choć wiem, że to ryzykowna gra. Bernhard jest takim pisarzem, którego wpuszcza się do domu na własną odpowiedzialność. Lubię ekstrema — i w muzyce, i w literaturze. Jednak balans trzeba zachować, nie dać się do końca zwieść pisarzowi żądającemu od czytelnika uwagi absolutnej i kierującemu tę uwagę na skrajnie nieprzyjemne tory. Ale jeżeli stać nas na balans, otrzymujemy w nagrodę poezję szczególnej urody. Bo to w sumie proza poetycka. Odległa od standardów modernistycznych, zimna i klaustrofobiczna jak filmy Zanussiego (z Mrozem bardzo kojarzy mi się Struktura kryształu, bo sytuacja wyjściowa w sumie trochę podobna), a jednak poetycka. Taka, w której kobiety to rzeki, ich brzegi nieosiągalne, noc miota często krzykami topielców.
Muzycznie pasuje wszystko, co skrajne. Był Coil, był Voivod, byli różni awangardowi pianiści. Ale dzisiaj niech poleci Próchno - kapela, której nazwa nawiązuje do najlepszej powieści polskiego modernizmu. Właśnie dziś ma premierę ich drugi materiał — Niż. Jest skrajny jak proza Berenta i Bernharda — fascynuje, choć odpycha. I wciąga, i daje po głowie. No dobra, to jest trochę prywata, bo w Próchnie gra mój serdeczny przyjaciel i to jego ręka trzyma płytę na zdjęciu (ja poczekam, aż będzie można się spotykać z ludźmi na normalnej stopie towarzyskiej), a moja książkę — każdy z nas na swoim własnym balkonie. Ale gdybym nie przyjaźnił się z muzykami, to też bym tego słuchał. Takiej muzyki słucham od zawsze.
Ocena: 5/6 czytaj więcej